Przewodniczący Stowarzyszenia – dr n. med. Marian Kopciuch wypowiedział się dla „Galicyjskiej Gazety Lekarskiej”. Rozmowa ta stała się częścią poniższego artykułu.
Wersja PDF: Luka nie do przemilczenia
Tekst został opublikowany na łamach „Galicyjskiej Gazety Lekarskiej” nr 1/196/2024
Okręgowa Izba Lekarska w Krakowie upomina się o objęcie ubezpieczeniem zdrowotnym osób bezdomnych.
Problem narasta nie tylko z braku ustawowych regulacji, ale też jest konsekwencją natury człowieka, która nie każdego wyposażyła w zaradność pozwalającą na samodzielny byt, zwłaszcza w obecnych, niełatwych czasach. Według sprawozdania Dzieła Pomocy św. Ojca Pio, a także Towarzystwa Brata Alberta, zajmujących się opieką nad bezdomnymi, osób dotkniętych bezdomnością jest w Polsce ok. 30 tys. Według Stowarzyszenia Lekarze Nadziei (któremu od lat patronujemy finansowo jako samorząd lekarski), doliczyć by należało kilkanaście dalszych tysięcy osób, z reguły niepełnosprawnych, niezaradnych fizycznie lub psychicznie, często bez emerytury czy renty i nieobjętych ubezpieczeniem zdrowotnym, a wymagających opieki lekarskiej. Łącznie liczbę osób dotkniętych bezdomnością szacuje się w Polsce na ok. 50 tys.
Ktoś spyta – „w czym problem?”, to przecież marginalne zjawisko przy 38 mln mieszkańców czy przy szerokim pakiecie opiekuńczym, jaki zaoferowaliśmy ponad milionowi uchodźców z Ukrainy. A jednak te kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Polsce nie może liczyć na stałą pomoc i opiekę. Organizacje społeczne, humanitarne, dobroczynne itd. nie mają szans przebicia się z problemem do mediów, na głośne rankingi biedy, na których osoby bezdomne w ogóle nie istnieją, po prostu ich nie ma. Co więc zostaje prócz żebractwa?
Teoretycznie problemem zajmują się miejskie i gminne ośrodki pomocy społecznej, ale osoby bezdomne, z powodu swego trybu życia, mimo różnorodnych schorzeń, niekiedy przewlekłych i zakaźnych (np. gruźlica czy covid), nie mają dostępu do niezbędnych świadczeń zdrowotnych i do leków, pozostają poza systemem. Upomina się o nich, niestety bezskutecznie, Rzecznik Praw Obywatelskich (w wystąpieniach z 2016 i 2019 r.), stosowną rezolucję podjęła też Rada Miasta Krakowa (14 X 2020). Również Okręgowa Rada Lekarska w Krakowie, w warunkach kolejnej zmiany polityki w naszym państwie, przypomina przyjęty we wrześniu ub. roku apel do władz kraju o objęcie obowiązkowym ubezpieczeniem zdrowotnym osób dotkniętych bezdomnością. Wielu lekarzy z krakowskiej Izby osobiście – w ramach wolontariatu – świadczy pomoc potrzebującym z powołania czy, mówiąc patetycznie, z potrzeby serca. Ale to nie jest rozwiązanie problemu.
***
Poniżej wywiad z dr. Marianem Kopciuchem, prezesem Stowarzyszenia Lekarze Nadziei w Krakowie (odpowiednikiem Lekarzy bez Granic), który stoi na czele wolontariatu ok. 70 lekarzy, świadcząc pomoc lekarską bezdomnym. W rozmowie wziął też udział Andrzej Lorenc, dyrektor Zarządu Głównego Stowarzyszenia.
▮ Zacznijmy od charakterystyki warunków, w jakich Lekarze Nadziei udzielają w Krakowie pomocy humanitarnej?
– Zajmujemy pierwsze piętro w nowoczesnym, wybudowanym w 2013 roku obiekcie przy ul. Smoleńsk 4, na terenach wykupionych od zakonu felicjanek przez Centrum Dzieła Pomocy św. Ojca Pio. Na parterze jest m.in. poczekalnia dla bezdomnych pacjentów, szatnia, stołówka, a my mamy na 1. piętrze gabinety lekarskie: chirurgiczny, opatrunkowy, internistyczny, okulistyczny, ginekologiczny, stomatologiczny i diagnostyki laboratoryjnej. Pracują tu lekarze specjaliści (w tym sześciu z tytułem doktora nauk medycznych) chorób wewnętrznych, neurologii, okulistyki, laryngologii, ginekologii, stomatologii, chirurgii, chirurgii naczyniowej, kardiologii, psychiatrii, pulmonologii, ortopedii, hematologii, geriatrii, neurochirurgii. Gabinety wyposażone są w specjalistyczny sprzęt medyczny, m.in. mamy po dwa aparaty USG i EKG, kardiomonitor, sprzęt do diagnostyki laboratoryjnej, a także sprzęt komputerowy. Dwa pomieszczenia zajmują magazyny bezpłatnych leków, pozyskanych m.in. od mieszkańców Krakowa.
▮ Ilu pacjentów przyjmujecie? Jak zorganizowana jest praca?
– Rocznie przyjmujemy około 7 000 pacjentów wymagających pomocy ambulatoryjnej, w tym 3 700 z Małopolski. Cięższe przypadki kierujemy na SOR w Szpitalu Wojskowym, im. Żeromskiego, im. Rydygiera, Uniwersyteckim. Zazwyczaj 90 proc. z nich kwalifikuje się do hospitalizacji, my jesteśmy tylko „pierwszym sitem”. U nas przyjęcia wiążą się z porą roku, zimą jest ich zazwyczaj więcej, także wtedy udzielanie porad przeciąga się poza godzinę 16 (zaczynamy o 11.00). Dziennie bywa do 70 osób. Nie muszę podkreślać, ale przypomnę, że przy wejściu stoi alkomat, nietrzeźwych nie przyjmujemy. Wszyscy nasi lekarze to wolontariusze, na etacie, bardzo przeciętnym finansowo, są tylko dwie pielęgniarki. Poza przyjmowaniem chorych także sami sortujemy pozyskane leki, a to jest żmudna i czasochłonna czynność, bo trzeba sprawdzić termin ważności każdego daru.
▮ No właśnie, z czego się utrzymujecie? Kto Was wspomaga?
– Na nasz budżet składa się grant Gminy Kraków, w latach 2021-2024 krakowski MOPS wyda na nas 490 tys. zł. W tym musimy uwzględnić opłaty za media, czynsz, sterylizację narzędzi, utylizację odpadów medycznych, etaty itp. Proszę pamiętać, iż do tego grantu musimy dodać 30 proc. własnego wkładu finansowego. A prośby o wsparcie, no cóż, w 2023 r. wysłaliśmy 97 podań na „konkursy ofert”, tak się to teraz nazywa. Otrzymaliśmy pięć odpowiedzi, w tym trzy odmowne. Z goryczą powiem, nie jesteśmy efektownym niemowlakiem przyciągającym darczyńców. Regularnie, każdego roku wspomaga nas – jako jedyna – Okręgowa Izba Lekarska w Krakowie.
▮ Czy pandemia, a może wojna w Ukrainie wpłynęły wyraźniej na działalność Stowarzyszenia? Zmienił się może obraz pacjenta?
– Pyta pan o gruźlicę czy pacjentów z Ukrainy? Gruźlicy jest dwa, trzy razy więcej niż według oficjalnych, uśrednionych wskaźników krajowych. Ale to nie ma żadnego związku z cudzoziemcami. Jeśli u pacjenta rozpoznamy gruźlicę, to kierujemy go do Jaroszowca lub innych pulmonologicznych oddziałów szpitalnych, umawiamy karetkę, ale chory z reguły się nie zgłasza! Podczas pandemii mieliśmy poważny kłopot ze szczepionkami, przez blisko pół roku ich brakowało. Teraz obserwujemy nasilenie chorób układu krążenia i zaburzeń psychicznych. Kłopot jest wciąż z leczeniem chorób przewlekłych, bo nawet tzw. stali pacjenci nie przychodzą regularnie. Pewnie pana zaskoczę, ale 63 proc. z nich to ludzie z wyższym wykształceniem. Niestety, często to osoby uzależnione od alkoholu lub narkotyków, środków odurzających.
Jednak wszystkim trzeba jakoś pomóc, więc na koniec oczywiście zaapeluję o wolontariuszy. Ja wiem, że młodzi lekarze nie mają na to czasu, głównie latem wspomagają nas na praktykach. Aktywnie działa zespół studentów psychologii z Akademii im. Frycza Modrzewskiego. Ale generalnie problem wolontariatu trudno rozwiązać. Możemy tylko apelować do wszystkich koleżanek i kolegów lekarzy, co właśnie czynię.
Rozmawiał: Stefan Ciepły
Dr n. med. Marian Kopciuch; absolwent AM w Krakowie; specjalista neurochirurg, chirurg ogólny; autor 30 publikacji naukowych z dziedziny neurochirurgii, suicydologii, medycyny sądowej, więziennictwa, medycyny bólu. Jako lekarz przez 5 lat pracował w Libii; od 1997 aktywnie działa w Stowarzyszeniu Lekarze Nadziei w Krakowie (ok. 70 członków); od 2018 r. prezes tego Stowarzyszenia.